Nie będziemy się zajmować tym, czy Halloween jest kolejną okazją do świętowania, czy kulturowym Frankensteinem[1]. To, co widzimy na sklepowych półkach przekonuje, że się przyjęło i żyje, w dużej mierze napędzane elektrycznością.
    No właśnie. Przykładowo malutka plastikowa dynia, jeden LED, jedna bateryjka – to wystarczy, aby dla producenta zaczął się wielomiesięczny horror. Nasi klienci często są zdziwieni, że przy omawianiu ich produktu pytamy najpierw nie o nowatorskie rozwiązania, nie o innowacyjne materiały, ale o przewidywane zastosowanie - a oto dlaczego.
    Producent świecącej dyni (patrz zdjęcie powyżej) w zakresie zastosowania ma kilka możliwości, podając najbardziej powszechne i zgodne z logiką - określa ją jako produkt dekoracyjny, a zgodnie z tym przepisy UE umieszczają produkt w zakresie dyrektyw: EMC 2014/30/UE, RoHS II 2011/65/UE i WEEE II 2012/19/UE. Producent spełniając wymagania podanych dyrektyw, przygotowując właściwe oznakowanie, instrukcję, deklarację zgodności śpi spokojnie, a jego wypoczynku nie zakłócają żadne koszmary.
    Do czasu, gdy do drzwi nie zadzwoni (oczywiście dwukrotnie) listonosz i nie wręczy mu pisma z nadzoru rynku mówiącego o tym, że jego produkt nie jest przedmiotem dekoracyjnym a zabawką i jako zabawka powinien spełniać wymagania dyrektywy TOYS 2009/48/EC, a w tym innego oznakowania. Następnie padają niewygodne pytania o ftalany czy inne bisfenole, o ostre krawędzie, o połknięcie, o uduszenie, o luźne części... Uśmiechnięta dynia staje się laleczką Chucky firmy, a producent zamiast spać spokojnie zastanawia się, gdzie popełnił błąd i jak uniknąć srogiej kary, wycofania produktu z rynku, odkupienia produktu od klientów... Mnożą się listy polecone, listonosz pojawia się coraz częściej i nawet zdemontowanie dzwonka nic nie daje. Nagle okazuje się, że produkt jest niebezpieczny i zostaje wpisany do europejskiej bazy RAPEX (ang. Rapid Alert System for dangerous non-food products) jako produkt nie spełniający wymagań tak, jak to miało miejsce w przypadku „Świecących różdżek” włoskiego producenta (patrz zdjęcie poniżej) – alert numer A12/1509/18. Wtedy stratą jest nie tylko konieczność wycofania produktu z rynku UE, ale także umieszczenie na kilka miesięcy nazwy producenta w bazie produktów niezgodnych, gdzie straty wizerunkowe są nie do oszacowania!
    Pojawiają się także kolejne pytania – czy inspekcja ma prawo zmienić za producenta zastosowanie produktu? Czy kłócić się czy zgodzić? Co przedstawić inspekcji? Takie horrory producentów biuro riskCE bierze na siebie. My lubimy Halloween, nawet kolory są takie „nasze”.

Autor: Joanna Karczemna
Projects coordinator

 

[1] Gdyby wrócić do podstaw (Mary Shelley „Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz”) Frankenstein był naukowcem, który stworzył pozszywanego z resztek i ożywianego piorunem potwora imieniem Adam… ale Adam jakoś się nie przebił do publicznej świadomości.