Kilka dni temu przeczytałem w Rzeczpospolitej artykuł „Europa drży przed chińskim Alibabą. Będą protesty” napisany przez Annę Słojewską i Piotra Mazurkiewicza (patrz: link poniżej). Artykuł jest świetnie napisany i przekrojowo pokazuje, jak praktyki AliExpress, sprzedażowej platformy e-handlu koncernu Alibaba, wpływają na gospodarkę Wspólnoty Europejskiej. Doskonale przygotowana platforma, dostępna w wielu językach, pozwala na indywidualny zakup produktów wprost od chińskich producentów i dostawców. Jednak Alibaba pomimo dostarczania produktów bezpośrednio na unijny rynek, nie stosuje się do Wspólnotowych przepisów. I tak na przykład:

  • w razie sporów ze sprzedającym należy zgłosić się do sądu w Hongkongu (sic!),
  • zwrot produktów można wykonać tylko pod pewnymi warunkami, co jest niezgodne z unijnym prawem,
  • gwarancja producenta… praktycznie nie istnieje


Można by powiedzieć, że te niewielkie utrudnienia rekompensuje bardzo niska cena produktów, a to ona jest kluczowa dla większości klientów detalicznych. Przy tym, należy wiedzieć że chińscy sprzedawcy korzystający z AliExpress nie płacą żadnych europejskich podatków, a przez to są nieuczciwą konkurencją dla europejskich e-platform takich jak Allegro, OLX czy Rossmann.
    
    Jako inżynier zajmujący się oceną zgodności produktów, chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną bardzo ważną kwestię, jaką jest formalna i techniczna zgodność produktów z wymaganiami lub mówiąc wprost bezpieczeństwo kupowanych produktów. Niekontrolowany import produktów jest nie tylko nieuczciwą konkurencją dla europejskich producentów i importerów, ale przede wszystkim zagrożeniem dla bezpieczeństwa indywidualnych użytkowników. Należy mieć świadomość, że zagrożenie może stwarzać:

  • mikser elektryczny, który poprzez brak izolacji na przewodach może narazić nas na ryzyko porażenia prądem,
  • tani telefon z ponad normatywną emisją fal elektromagnetycznych, który może zakłócić działanie windy lub rozrusznika serca,
  • automatyczny ciśnieniomierz, który ze względu na brak odporności na emisję fal w środowisku domowym, poda nam zaniżoną wartość tętna i ciśnienia,
  • plastikowa forma do ciasta zawierające substancje niebezpieczne, takie jak ftalany i inne substancje migrujące poprzez dotyk.
  • czujnik tlenku węgla, który nie alarmuje po przekroczeniu dopuszczalnego poziomu stężenia czadu,
  • itd.

    Większość konsumentów nie jest świadoma, że Wspólnotowe wymagania chronią nas przed produktami niezgodnymi z wymaganiami. Według unijnego prawa producent, importer a nawet dystrybutor ponoszą prawną odpowiedzialność za sprzedawane produkty, co obecnie nie mam miejsca w przypadku serwisu Alibaba. Europejskie serwisy sprzedażowe zdają sobie z tego sprawę respektując unijne wymagania, a serwis Amazon zbudował swój własny dział zajmujący się weryfikacją zgodności produktów. Wydaje się, że organy nadzoru rynku nie dają sobie rady z modelem biznesowym prowadzonym przez Alibabę. A jedynym odpowiedzialnym za niezgodny lub niebezpieczny produkt pozostaje importer, czyli w tym przypadku klient końcowy, który kupił produkt poprzez e-platformę.
    Zatem nie jest pytaniem „czy”, ale „jak” wprowadzić przepisy regulujące działalność platform e-handlu? Poszczególne kraje członkowskie dopiero zaczynają dyskusję na ten temat za sprawą kilku organizacji konsumenckich. Jednak nie ma wątpliwości, że potrzebne są nam przepisy unijne, które w jasny i nieuchronny sposób będą nakładały obowiązki na internetowe platformy sprzedażowe tak, aby chronić konsumentów przed niebezpiecznymi produktami.

https://cyfrowa.rp.pl/globalne-interesy/34204-europa-boi-sie-chinskich-serwisow

 

Autor: Piotr R. Gajos
Product Compliance Engineer